DEPRESJA – CHOROBA, Z KTÓRĄ MOŻNA WYGRAĆ

04 mar

DEPRESJA – CHOROBA, Z KTÓRĄ MOŻNA WYGRAĆ

Zaburzenia nastroju towarzyszą nierozłącznie człowiekowi od zarania dziejów. Przyjemności i sukcesy wprowadzają nas w dobry nastrój, wydarzenia przykre i straty wywołują smutek, lęk i rozpacz. Nasuwa się zatem pytanie: jak odróżnić „chandrę” czy też „dołek” od depresji jako choroby. Granica między zwykłym przygnębieniem a depresją nie jest ostra.

Istotne są: obraz kliniczny i nasilenie zaburzeń, które w depresji może być znaczne. Bardzo istotny jest czas trwania zaburzeń. O ile tzw. „chandra” jest stanem krótkotrwałym – godziny, czasem dni,  depresja stanowi stan utrzymujący się powyżej dwóch tygodni i powodujący znaczną dezorganizację życia człowieka. Zwraca się także uwagę na skuteczność farmakoterapii, która w leczeniu depresji przynosi ulgę, zaś w „chandrze” nie ma znaczenia.

Depresja nie jest nową chorobą.

  • Klasyczny przykład człowieka dotkniętego rozpaczą i depresją zawiera opis wyznań Joba (Stary Testament., Księga Joba), opisy chorych na depresję spotkać można w wielu pismach autorów starożytnych i średniowiecznych.
  • Ojciec medycyny Hipokrates (460-375 p.n.e.) opisał kilka form temperamentu – w tym temperament melancholiczny. On też wprowadził podstawowe pojęcia z zakresu psychopatologii – melancholia, dystymia (złe samopoczucie) i lęk.
  • Grecki lekarz, Galen (129-200), który wywarł chyba największy wpływ na medycynę starożytności i średniowiecza połączył teorię płynów („soków”) ustrojowych z koncepcją czterech temperamentów.
  • Słynny lekarz średniowieczny, Paracelsus (1493-1531) opisywał objawy wynikające z obniżenia „spiritus vitae” określając takich chorych „niewolnikami smutku”.
  • Lekarz angielski Ph. Burton (1577-1640) wydał pierwszą książkę zawierającą dokładny opis depresji („Anatomia Melancholii”) i zwrócił uwagę na osobowość przedchorobową, ze skłonnością do smutku i kontemplacji.

Choroby psychiczne traktowano jednak jako zło, karę za grzechy, wynik opętania. Termin „depresja” spopularyzował Adolf Meyer w początku wieku XX , a nazwę „choroba afektywna”, stosowaną obecnie – w roku 1966 szwajcarski psychiatra Jules Angst.  Stany depresyjne występujące w przebiegu chorób afektywnych nazywane są depresjami endogennymi. Ich odpowiednikiem w ICD-10 jest epizod depresyjny. W psychiatrii amerykańskiej używa się pojęcia duża depresja (major depression). Objawy występujące w depresji endogennej można podzielić na dwie grupy – osiowe (pierwotne) oraz niespecyficzne (wtórne). Te pierwsze dają typowy obraz depresji typu endogennego, drugie mogą występować w innych zaburzeniach depresyjnych.

Do objawów osiowych należą:
  • obniżenie nastroju (smutek, przygnębienie, przykre przeżywanie ogółu wydarzeń, niemożność przeżywania radości – anhedonia)
  • obniżenie napędu psychoruchowego (spowolnienie myślenia, tempa wypowiedzi, poczucie obniżonej sprawności intelektu i pamięci, spowolnienie ruchowe, utrata energii, siły, poczucie ciągłego zmęczenia; u części chorych zamiast zahamowania występuje niepokój ruchowy)
  • zaburzenia rytmu okołodobowego (wczesne budzenie się, sen płytki, przerywany a czasem senność w ciągu dnia, wahania samopoczucia – „rano gorzej, wieczorem lepiej”)
  • lęk (poczucie napięcia, zagrożenia, trwożliwe oczekiwanie, niepokój manipulacyjny, podniecenie ruchowe; często lokalizowany przez chorych w okolicy przedsercowej)
  • Często depresji endogennej towarzyszą objawy somatyczne – bóle głowy, karku, wysychanie w jamie ustnej, zaparcia, brak apetytu, ubytek masy ciała.

Żaden z wymienionych wyżej objawów sam w sobie nie stanowi o rozpoznaniu endogennego zespołu depresyjnego i może występować w innych zaburzeniach psychicznych czy też chorobach somatycznych. Może też być powikłaniem leczenia farmakologicznego. Pojawienie się przynajmniej trzech cech nadaje depresji endogennej charakterystyczny obraz i upoważnia do jej rozpoznania.

Chociaż depresja posiada bogatą tradycję badawczą, medycyna długo ją bagatelizowała. Mimo, większego społecznego otwarcia, wiele osób nadal nie przyznaje się do niej… W obawie przed wstydem, odrzuceniem, z poczucia bezradności i braku siły…? A przecież jest to stan wymagający sprzymierzeńców, osób, które nie zakończą rozmowy słowami „weź się w garść” odczytywanych przez chorego jako, potwierdzenie jego mniejszej wartości.

Myśli depresyjne są, jak przesuwający się walec, niszczący i zamykający dostęp do racjonalnego myślenia i takiego postrzegania świata. Chory myśli o tym co go rujnuje. Na drugi plan spadają – rodzina, dom, bliscy, praca. Czasem stają się nieważne… Coś, co wczoraj dawało radość – dziś nie istnieje. Mało ważne stają się uczucia, pragnienia, drobne przyjemności.

Sposób myślenia pacjenta w depresji można określić „światopoglądem depresyjnym”. Chorzy „czarno” widzą swoją przyszłość, depresyjnie oceniają własną osobowość, możliwości (niska samoocena), nie dostrzegają szans wyleczenia, odczuwają poczucie winy i małej wartości, zniechęcenie do życia. Stąd już tylko krok do wypowiadania sądów o charakterze urojeniowym – urojenia grzeszności, winy i kary, hipochondryczne, nihilistyczne, urojenia klęski, katastroficzne. Myśli chorych mogą mieć charakter natrętny. Utrata zainteresowań światem zewnętrznym, poczucie niesprawności intelektualnej i fizycznej prowadzi do osłabienia kontaktów z innymi ludźmi. Chorzy unikają spotkań towarzyskich, wizyty znajomych lub rodziny sprawiają im dużo problemów. Niektórzy, mimo znacznego nawet nasilenia objawów, próbują wywiązywać się z obowiązków zawodowych i domowych. Przychodzi im to z ogromnym trudem, wiele wysiłku wymaga „trzymanie fasonu”, żeby koledzy i przełożeni w pracy nie zorientowali się, że coś jest nie tak. Chorzy w pracy zajmują się głównie zajęciami rutynowymi, podjęcie jakiejkolwiek inicjatywy wydaję się im niemożliwe. Z kolei część chorych już przy pierwszych objawach choroby rezygnuje z pracy, wycofuje się z jakiejkolwiek aktywności.

Część chorych nie szuka porady lekarskiej z powodu nieświadomości choroby. Inni boją się przylepienia etykietki chorego psychicznie. Czasem pacjent zwraca się do lekarza, ale on nie rozpoznaje choroby szczególnie, gdy w obrazie dominują dolegliwości somatyczne. Czasem lekarz traktuje objawy depresji jako adekwatną reakcję na wydarzenia życiowe np. odejście osoby bliskiej i nie dostrzega w tym choroby. A depresja nie jest normalną odpowiedzią na stres.

Walec jedzie dalej… W końcu uznajemy, że występujące często dolegliwości somatyczne, konsultowane z rzeszą specjalistów, nie stanowią sedna problemu. Trafiamy do lekarza, psychiatry. Wizyta zazwyczaj nie trwa długo, sporo przy tym formalności, czasem trudna rozmowa… W umyśle chorego jawi się to jako droga przez mękę i atak na jego osobę. A on chce wrócić do domu, zamknąć się ze swymi myślami, z nikim nie rozmawiać… Depresja uciska, odcina, zamyka. Myśli gniotą jak walec…

W tym miejscu z całą mocą należy podkreślić, że prawidłowe leczenie powoduje  ustąpienie depresji u większości chorych (ok. 65-80% pacjentów). Jego celem  jest usunięcie wszystkich objawów choroby, zarówno psychopatologicznych jak i fizycznych. Nie wolno skupiać się wyłącznie na tych najbardziej widocznych (często jest to lęk lub bezsenność) albowiem nie zapewnia to ulgi choremu, może podważać zaufanie do lekarza, grozi uzależnieniem od leków uspokajająco-nasennych, a nawet podjęciem próby samobójczej. Leczenie powinno mieć charakter kompleksowy, obejmować zarówno farmakoterapię jak i oddziaływania psychoterapeutyczne oraz pomoc środowiskową.

Chory zaczyna zatem brać leki. Przy dobrze dobranej farmakoterapii, efekty zaczynają być widoczne już po kilku tygodniach ( pierwsze często już po dwóch). To pozwala podjąć aktywność życiową i spojrzeć na depresję jak na każdą inną chorobę somatyczną. A z tą, przy przestrzeganiu zaleceń, da się żyć normalnie. Tu dodatkowym i koniecznym wskazaniem jest praca z myślami oraz dostrzeżenie, że świat się nie zmienił. To walec, chciał z nim zrobić coś innego… I tak z pomocą bliskich, wsparty psychoterapią, psychoedukacją, czasem fototerapią – chory zaczyna powoli cieszyć się życiem.

Psychoterapia w początkowym okresie leczenia ma zwykle działanie wspomagające wobec farmakologii. W istocie polega wówczas na wspieraniu pacjenta, udzielaniu mu niezbędnych informacji, wyjaśnianiu czym jest depresja. W miarę zmniejszania objawów, poprawie koncentracji, znaczenie psychoterapii wzrasta i często jest ona niezbędna w dalszym procesie terapii, a zwłaszcza w zapobieganiu nawrotom.

I tak po wielu miesiącach leczenia, znowu czerpiemy radość z małych, wcześniej zarzuconych, czynności. Dostrzegamy zalety odpowiedniego odżywiania i aktywności fizycznej. Czasem odkrywamy taniec, jogę, medytację. Uczymy się też kochać siebie i być dla siebie obiektem, o który trzeba dbać. Nie takim, jakim chcielibyśmy być, ale takim jakimi jesteśmy tu i teraz. Szacunek i troska o siebie wnosi spokój w nas i w nasze otoczenie. A to chyba można uznać za zwycięstwo.

Opracowała
Renata Tankielun